Skrzyczne & Czupel – 20.06.2015

Za Arturem panny sznurem

Dla ścisłości, to nie takie znowu panny, ale ten tekst to przecież nie o tym …zatem ad rem! Sorry, ale zacznę od końca, wolno mi, wszak jestem autorką tego dzieła 🙂 Dwie góry zdobyte, dwie jednego dzionka, w blasku dnia, w kroplach deszczu, w promieniach słońca! Skrzyczne 1257 m n.p.m. i Czupel 933 m n.p.m. …czapki z głów 🙂

Trzeba wierzyć, szczególnie w siebie, nie oglądać się na wątpliwej jakości prognozy pogody i iść przed siebie. Cel ambitny, dwa szczyty jednego dnia. Zaczynamy od Szczyrku. Humory dopisują, towarzystwo zagadane, roześmiane, nieco nieuważne, gdyż przegapiło skręt na niebieski szlak w kierunku pierwszego szczytu. No cóż, dodatkowy kilometr nie zrobił nam przecież różnicy. Idziemy, podziwiamy okolicę, im wyżej widoczki piękniejsze. Nagle, zza drzew wyłaniają się…nie, nie to nie wilki, to tylko wagoniki kolejki linowej na Skrzyczne. Śmiało wspinamy się w górę, patrząc z politowaniem na leniuszków siedzących na wygodnych kanapach. Po nieco ponad  godzinnej wędrówce, wychodzimy z lasu i kierujemy się w stronę Małego Skrzycznego (1211 m n.p.m.). Tam, krótki przystanek, w schronisku, na regenerację sił i umysłu. Cel już blisko, w zasięgu wzroku, ale dość wymagający, widoki jednak – miło błądzących chmurek – wynagradzają wysiłek. Wiele odcieni zieleni, a w dole nieco zamglone, malowniczo wijące się Jezioro Żywieckie. 12.05 Skrzyczne nasze …”i pięknie jest, nieskromnie bardzo jest”! Najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego zaliczony! Teraz juz tylko pamiątkowa sesja i odpoczynek na ławkach przed schroniskiem. Słońce grzeje mocno, choć niedawno musiało padać, bo na deskach jeszcze gdzieniegdzie krople deszczu. Czas ucieka, dopijamy kawę, kończymy pogaduchy i zjeżdżamy kolejką do Szczyrku. Ładujemy się do naszych autek, uśmiechamy się do GPSa i jedziemy w kierunku Czernichowa. Ups….mała niespodzianka, pada deszcz. Ale co tam, póki co podziwiamy go zza szyb samochodu. Wysiadamy w Czernichowie, szukamy przeciwdeszczowych kurtek…ale zupełnie niepotrzebnie, bo najwyraźniej deszcz nam odpuścił, znowu słońce i piękne błękitne niebo. Niebieski szlak na Czupel prowadzi koło szkoły, biblioteki (fajne mają logo 🙂 i oczywiście kościoła. Idziemy w słoneczku, kończy się asfalt i zaczynają…”schody”. Wchodzimy w las i dość ostro pniemy się pod górę, trasa nie jest łatwa, bo wąsko, a kamiury strrraszne. Nieco monotonnie, jeden kamień, drugi, trzeci…..tysiąc pięćdziesiąty piąty…Albo jesteśmy już nieco zmęczeni, albo ta trasa ciągnie się bez końca. Nic bardziej mylnego, wreszcie kończą się kamienie, szlak nieco się wypłaszcza i wędrujemy sobie wzdłuż przepięknych buków i świerków. Jeszcze pół godzinki i najwyższy szczyt Beskidu Małego 933 m n.p.m. zdobyty! Na szczycie spotykamy ‚kaczory” z innej wycieczki, robimy fotki, otulamy się polarami, kurtkami, co tam kto ma, bo dmucha, że…szkoda gadać. Wieje, zatem odpoczynek krótki, żwawo schodzimy szlakiem w kierunku Czernichowa, bo – przyznam – nieco już zgłodnieliśmy. Raz dwa wsiadamy do naszych autek i jedziemy w poszukiwaniu góralskiego jadła.  Nic prostszego, za zakrętem, wzdłuż malowniczego Jeziora Żywieckiego, skręcamy do karczmy u Zohuliny, a tam to już się działo….ale sami rozumiecie, dyskrecja ponad wszystko :))

Dodaj komentarz