Lubomir – 19.04.2015

Kwiecień plecień kontra Lubomir

Czas na drugą opowieść ze szlaku. W rolach głównych oczywiście nasza wspaniała grupa zdobywców plus…beskidzkie błoto :). Jeśli ktoś myśli, że przesadzam, może ewentualnie pomóc mi w czyszczeniu moich brudnych butków!. Ale do rzeczy…w niedzielę, rankiem udajemy się w kierunku Pcimia, mijając po drodze Jaworzno, Kraków i Myślenice. Co zatrważające, co rusz zwłoki zwierząt na trasie….bolesny widok, zatem jedźmy ostrożnie!. Pogoda, wbrew niezbyt przychylnym prognozom i malkontentom, znowu nam dopisała! Jak to w kwietniu bywa:  raz ostre słońce, to znowu wiatr i szybko kłębiące się chmury na niebie. Tym razem, nie przyniosły nam jednak deszczu, jedynie złowieszczo sobie wisiały. Nasze małe samochodziki, szczególnie mój pikantuś, dzielnie pięły się po – już górskich dróżkach Pcimia. Ale, ale, przejdźmy do konkretów. Wreszcie na własnych nogach, na razie wśród zabudowań , ruszamy czarnym szlakiem w kierunku schroniska na Kudłaczach. Podczas kilometrowego (a może dłuższego) asfaltowania mamy cały czas widok na zalesione Pasmo Łysiny i Lubomira oraz góry w Beskidzie Wyspowym. Bez problemu docieramy do schroniska na Kudłaczach, gdzie zaplanowaliśmy małą przerwę na herbatkę i małe co nieco. Dobrze, że nam dopisywały świetne humory, bo pani za ladą miała chyba kiepski dzień 🙁

Zatem, ruszyliśmy dalej czerwonym szklakiem, teraz już tylko lasem, wśród jeszcze smutnych,  nierozbudzonych drzew . Aby osiągnąć wyznaczony cel musimy przejść przez Łysinę (891 m n.p.m.) oraz Trzy Kopce (894 m n.p.m.).  Wraz z upływającym czasem i kilometrami wspomnianego już błota widzimy, że zima nie odpuszcza. Najpierw gdzieniegdzie, potem już regularnie, biały puch, który pięknie otula drzewa. Jest chłodno, ale rześko, poprawiamy czapki na głowach i wypatrujemy nieśmiałych promieni słonecznych, które wspaniale tańczą w koronach drzew, raz po raz rzucając „światełka” pod nasze nogi.  Tuż przed samym szczytem niespodzianka…mała przerwa w ścianie lasu ukazuje nam piękny widok na Beskid Makowski.  No i znowu sukces!  Godzina 12.06 – Lubomir zdobyty !

Po  sesji zdjęciowej i krótkim odpoczynku, schodzimy z powrotem w kierunku Kudłaczy. Regularny marsz, ale musimy patrzeć pod nogi, bo ślisko i grząsko. Brudni, ale szczęśliwi znowu lokujemy się w schronisku, gdzie raczymy się kwaśnicą albo żurkiem….jak kto woli. Co niektórzy mają ochotę na piwko, choć – tak sobie myślę – lepszy byłby grzaniec. Pojedzeni, rozgadani, zadowoleni, w dobrych nastrojach ruszamy w kierunku samochodów.  Grzecznie trzepiemy buciki , sadowimy się w autkach i ruszamy via Sosnowiec. Czas nam szybko mija, już wiemy, gdzie wyruszymy w maju….

Dodaj komentarz