Skalnik, Skopiec – 11.07.2020

GAG na szlaku, czyli Skalnik i Skopiec zdobyty!

            Spragnione, zdesperowane, a może wariatki?! Niech każdy wybiera, co chce. Mówili nie jedź…a one pojechały :). No cóż, nie ma co rozumieć, trzeba przyjąć do wiadomości i tyle. GAG – Gosia, Aneta, Gosia – i nie jest to chwyt komediowy – postanowiły zawalczyć, wbrew niekorzystnym prognozom (ale bez przesady) i w sobotę 11 lipca, skoro świt, ruszyły w kierunku Dolnego Śląska. Przed nami dwa szczyty Korony Gór Polski i ponad 300 km do celu. Ruch na drodze spory, ale mamy dobrego kierowcę, zatem bez problemu dojeżdżamy do Czarnowa, skąd prowadzi szlak na Skalnik, najwyższy szczyt Rudaw Janowickich. Witają nas nisko wiszące chmury i ściana lasu. Szybko zbieramy się do drogi. Okazało się, że pelerynki nie będą nam potrzebne, niebo wylało parę łez i poddało się 🙂 Ja to rozumiem, bo kto by się oparł takiemu trio 🙂 Na początku wędrówki trzeba zachować czujność, żeby nie przegapić wejścia na szlak, ostro w prawo i początkowo niebiesko-zielonym szlakiem wspinamy się leśnym duktem. Nie ma ładnych widoczków, choć to Rudawski Park Krajobrazowy, bo las jest dość gęsty, ale pachnie cudnie, trzeba jednak uważać, bo jest dość ślisko, kamienie mokre no i błoto gdzieniegdzie. Ruchu też dużego nie ma, spotykamy raptem parę osób. Bez problemu, po ok 40 minutach, docieramy do 945 m n. p. m. i Skalnik zdobyty! Kilka metrów dalej odnajdujemy skrzynkę i można przybić kolejną pieczątkę, a to juz nasza 22!. Jeszcze pamiątkowe fotki i tą samą drogą wracamy do samochodu.

            Ponieważ czas mamy dobry i zdecydowanie się przejaśniło, decydujemy, że w drodze na Skopiec, zahaczymy jeszcze o Kolorowe Jeziorka u podnóży Wielkiej Kopy, powstałe w miejscu wyrobisk niemieckich kopalń pirytu. Z tymi kolorami to byłabym ostrożna, ale od czegóż jest wyobraźnia :). Najefektowniejsze, to najwyżej położone jezioro błękitne, ciekawie prezentuje się patrząc na nie z góry. W otoczeniu stromych zboczy i soczystej zieleni, która odbija się w wodzie, wygląda zjawiskowo.

            Wracamy na parking i ruszamy w kierunku wioski Komarno, przed nami jakieś 40 km, jedziemy nieco dłuższą drogą – przez Jelenią Górę – bo nasze autko spragnione, trzeba zatankować. Przejeżdżamy zatem przez miasto, z lewej strony mijamy jego zabytkową część, z wieżą zamkową i ratuszem. Docieramy do Komarna, cały czas pniemy się w górę, zgodnie z opisem, mijamy kościół i jedziemy do końca asfaltowej drogi. Zostawiamy auto na takim dzikim parkingu i przed nami jakiś kilometr do szczytu, a pod górę to ok 100 m. Trochę się śpieszymy. bo znowu się chmurzy. Zanim wejdziemy w las, jest okazja, aby odwrócić się i wreszcie podziwiać widoki. Dochodzimy do dość osobliwej instalacji, na oznaczeniu drogi pożarowej, na fantazyjnie wykręconych konarach powieszono kilka par butów. O co chodzi? Nie wiem. Wygląda jednak oryginalnie i stanowi doskonały punkt orientacyjny. Odbijamy w prawo i kierujemy się  w stronę lasu, po kwadransie dochodzimy do rozwidlenia. Droga na Skopiec, to ta na lewo. Po kilkudziesięciu metrach widzimy tabliczkę, parę kamieni i skrzynkę z pieczątką. Oto Skopiec – najwyższy szczyt Gór Kaczawskich, całe 724 m n. p. m. Miejsca tam niewiele, zatem czekamy, aby dwójka innych turystów ustąpiła nam pola, kolejna sesja, stempel w książeczce i wracamy do samochodu. W tym czasie przybyło aut, ale jakoś wyjeżdżamy z tego samozwańczego parkingu i jedziemy do Cieplic Zdroju.

            Postanowiłyśmy zakończyć wyprawę w tej uroczej dzielnicy Jeleniej Góry. Zatem spacer po centrum, spacer w słońcu, podkreślam!. Mijamy kościół św. Jana Chrzciciela, XVIII – wieczny Pałac Schaffgotsów, obecnie filia Politechniki Wrocławskiej i park zdrojowy. Wybieramy miejsce w restauracyjnym ogródku, tonącym w kwiatach i pałaszujemy małe co nieco. Miło się siedzi, ale przed nami daleka droga do domu….Tak to lubię, rewelacyjnie spędzona sobota: kochane góry, dobre towarzystwo, lekkie zmęczenie i smaczne lody!

Dodaj komentarz